Oliada

Powieści

Opowiadania

Poradniki

Sklep

O mnie

Kontakt

Prolog Dolina Krasnoludów

Hert wsłuchiwał się w bębnienie kropli deszczu o płótno namiotu, powoli sącząc grzane piwo z kubka. Ciepłe napoje i posiłki były w osadzie rzadkością, nikt nie miał czasu ich przyrządzać. Żon i córek nie zabierało się w miejsca takie jak to, byli tu wyłącznie mężczyźni, ci zaś całe dnie od świtu do nocy spędzali nad potokiem, naciągając sobie plecy i zazwyczaj bez większego rezultatu potrząsając sitami.

– Dobra – przerwał ciszę Dytryh, stary poszukiwacz złota, znany w branży. – Nie wiem jak wy, panowie, ale ja po dzisiejszym dniu jestem diablo zmęczony i wcale mi się nie chce siedzieć tu dłużej niż to konieczne. Raczcie przejść do rzeczy, panie Nardav.

Trzeci przebywający w namiocie mężczyzna odgarnął z twarzy długie, pozlepiane brudem i potem blond włosy i kiwnął głową.

– Nie będę przeciągał – zgodził się.

– Co do mnie – odezwał się Hert – to jeśli częstujecie grzanym piwem, mogę siedzieć u was choćby i całą noc, aż w waszych beczkach widać będzie dno.

– I moje zapasy nie są nieograniczone – uśmiechnął się Nardav. – Następna dostawa przyjdzie dopiero za trzy dni. Ale pijcie panie, pijcie śmiało. Dolać wam?

– Na słońce i gwiazdy – westchnął Dytryh. – Nie doczekam się chyba waszych słów. I mnie ów trunek smakuje, jeśli jednak poza nim nie macie dla nas nic, będę się żegnał.

– Mam – spoważniał blondyn. – Nie prosiłbym was bez powodu. Spójrzcie.

Wydobył z torby przy pasie błyszczącą w świetle świecy grudkę złota, wielkości mniej więcej dwóch palców. Hert westchnął, a Dytryh nachylił się z uwagą.

– Nieźle – mruknął. – A więc to wam się poszczęściło. Przyjmijcie moje wyrazy uznania.

– Nie chcę się tylko chwalić – odparł Nerdav. – To, co widzicie, to nic.

Nachylił się i z przejęciem zaczął szeptać tak cicho, że ledwo go słyszeli:

– Znalazłem żyłę. Jest bardzo niedaleko wodospadu, w szczelinie skalnej, tak wąskiej, że ledwo można się tam wcisnąć. Później jednak robi się nieco szerzej i tam właśnie znajduje się żyła. Szeroka jak moje przedramię, a długa przynajmniej na trzy kroki.

Hert i Dytryh również pochylili się, a oczy im pałały. Nardav uśmiechnął się.

– Nie jestem w stanie sam jej eksploatować – kontynuował. – A w każdym razie nie zrobię tego, zanim inni się zorientują, a wtedy bardzo łatwo będzie mi skończyć z nożem wbitym aż po rękojeść pod żebro. Dlatego proponuję wam współpracę, panowie. Wy, Dytryhu, znacie się na złocie, pewnym, że i większe żyły wybieraliście już ze skał, ja zaś pewien jestem, że tu na jednej się nie skończy. Wy zaś, panie Hercie, macie ludzi, zdolnych zapewnić całej naszej trójce ochronę przed rabusiami.

Zamilkł. Długo nikt się nie odzywał. Dytryh, chyba nieświadomie, żuł końcówkę fajki, Hert zdawał się intensywnie myśleć ze wzrokiem wbitym w ziemię.

– I co odpowiecie? – spytał w końcu Nardav.

– Przyjmuję pomysł – odpowiedział stary poszukiwacz złota. – Jest konkretny i podoba mi się.

– I ja z chęcią wstąpię do spółki – kiwnął głową Hert. Blondyn uśmiechnął się.

– Dziękuję wam, panowie. Oczywiście wszystko wymaga dopracowania, ale możemy o tym porozmawiać jutro, gdyż widzę, że ledwo trzymacie się na nogach.

– Racja. – Hert wstał jako pierwszy. – Dziękuję za zaufanie, panie Nardav.

– Ja też – Dytryh uścisnął rękę najmłodszego z mężczyzn. – Jutro z samego rana możemy zacząć planowanie.

We dwójkę wyszli przed namiot. Starzec mimo deszczu i przenikliwego wiatru z południa, czuł na plecach ciepły dreszcz podniecenia. Taka okazja! Sądził, że najlepsze wykopaliska ma już za sobą, a tymczasem na niedługo przed przejściem w stan spoczynku miał szansę znów zabłysnąć i jeszcze raz olśnić branżę poszukiwaczy blaskiem wydobytego przez siebie złota.

– To niesamowite – odezwał się Hert, owijając się płaszczem. – Jak sądzicie, ile złota może skrywać się w tych górach?

Dytryh zaśmiał się.

– Trzeba by wielkich zastępów górników, żeby je wydobyć – odparł. – Wiedziałem to, gdy tylko przybyłem do tej doliny. Nie wiem czy wiecie, ale po drugiej jej stronie znajdują się opuszczone krasnoludzkie kopalnie złota. Przy złożach, które tam leżały i być może leżą wciąż, blednie to, co jesteśmy w stanie tu wykopać. Nie wiem jednak jak wy, ale ja nie chcę się tam pchać, tu złota wystarczy dla wszystkich, a z pewnością dla naszej trójki. W istocie sądzę, że jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, staniemy się bardzo bogatymi ludźmi w bardzo krótkim czasie.

– Wasze słowa sprawiają mi radość – uśmiechnął się Hert. – Dziękuję wam za nie. Śpijcie dobrze, jutro pewnie czeka nas ciężki dzień.

– Dobrej nocy.

Dytryh ruszył przez śpiący obóz w stronę swego namiotu. Droga nie była zbyt przyjemna, deszcz i wiatr wzmogły się. Zaraz więc po dotarciu do kwatery zdjął z siebie przemoczone ubrania i skrył się pod kocem, wyobrażając sobie, że leży u boku swej ukochanej żony, Judith. Ach, Judith, westchnął. Gdybyś ty wiedziała, co twój mąż na stare lata przywiezie ze swej ostatniej wyprawy, gdybyś tylko mogła wiedzieć, jak odmieni się nasze życie. Ale to i lepiej, że nie wiesz, tym większa będzie niespodzianka. A jak dzieci i wnuki się ucieszą! Będzie można dać w końcu pieniądze Harbelli, by wraz z bratem otworzyła swój wymarzony kram w stolicy. A młodziutka Likal…

Rozmyślania starca przerwało głośne, przeraźliwe, przeszywające do szpiku kości wycie wilka. Nie dalekie, w lesie, lecz tuż, zdawałoby się, że o kilkanaście kroków jedynie od namiotu.

A po nim nastąpiło kolejne.

I kolejne.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze
0
Jeśli podoba ci się ten tekst, zostaw komentarz!x
()
x